Ilekroć zastanawiam się nad tym, za co jestem (w) życiu najbardziej wdzięczna, niezmiennie odpowiedź brzmi: za ludzi. Uważam, że jestem wielką szczęściarą, ponieważ mam wokół siebie całkiem spore grono przychylnych osób, dobrych znajomych i prawdziwych przyjaciół. Ogromnie to doceniam!
W młodości, czasach szkolnych i jeszcze na studiach, czyli w latach, kiedy dla młodego człowieka nic nie jest tak ważne, jak rówieśnicy (=grupa odniesienia) sądziłam, że znajomych się po prostu ma. Choćby dlatego, że ludzie są wszędzie. Nie wydawało mi się, że jakoś specjalnie i nich zabiegamy, czy walczymy…
Uważa się, ze znajomości “ze szkolnej ławy”, jeśli przetrwają, to zostają już na lata. Mam kilka takich znajomości i rzeczywiście – są ponadczasowe. Przyjaciółka ze szkoły podstawowej i z drużyny siatkówki z klasy sportowej, przyjaciele z liceum i ze studiów. Byli i pozostali. Nie wszyscy, ale spora większość.
Sądziłam też, że po zakończeniu formalnej edukacji już nie będzie szans na poznanie ludzi, którzy z czasem “awansują” na przyjaciół. Jakże się myliłam! Jedna, druga praca, szkolenia, nowi sąsiedzi, czy znajomi znajomych… Niemal w każdej społeczności można poznać co najmniej jedną “bratnią duszę” i jeśli tylko odpowiednio się zadba o taką relację, zbierzemy wspaniałe owoce.
Tak mi się przynajmniej wydawało…
Kilka miesięcy temu na firmowym wyjeździe spotkałam znajomą, z którą widuję się kilka razy w roku. Po trudach weekendowej pracy mówię do niej coś w stylu: “Nareszcie do domu. Winko z psiapsiułą i trzeba odreagować. Jak to dobrze, że przy bliskich nie trzeba niczego udawać i nie musisz się bać, że cię obsmarują, jak tylko znikniesz z pola widzenia. Wyobrażasz sobie nie mieć przyjaciółki?”
Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby z takim egzystencjalnym tekstem się wyrwać. Chwila ciszy, jakby konsternacja, po czym znajoma się odzywa: “Wiesz co… tak żeby się spotkać i od serca pogadać, to ja też nie mam kogoś takiego”.
Uszom nie wierzyłam. Jedna z najbardziej towarzyskich, a przy tym lubianych osób, jakie znam. Pewna siebie, zaradna życiowo i zawodowo, przedsiębiorcza kobieta.
Pomyślałam sobie wtedy, że jeśli Taka Ona nie ma bratniej duszy, to co mają powiedzieć ci, którzy obiektywnie rzecz biorąc do najsympatyczniejszych nie należą?
Od tamtej rozmowy nie twierdzę już, że posiadanie przyjaciół jest czymś oczywistym. Spotykam coraz więcej ludzi, niestety, którzy poza relacjami biznesowymi, często całkiem udanymi, nie mają ani jednej prywatnej znajomości, która zasługiwałaby na miano przyjaźni. Ani jednej pokrewnej duszy, której mogliby w pełni zaufać. Dla mnie osobiście – nie do wyobrażenia.
Na szczęście nie musi tak pozostać. W kolejnych wpisach pogłębię temat, aby pokazać prawdopodobne przyczyny takiego stanu rzeczy. Być może zaproponuję również rozwiązania, albo wypracujemy je wspólnie!
Zatem głowa do góry, jeszcze zdążysz się zaprzyjaźnić! 🙂
Tymczasem serdecznie pozdrawiam moich Przyjaciół. Dziękuję, że jesteście!
M.
Fot. Grafika znaleziona na Facebooku pani Doroty Zawadzkiej z komentarzem: “Przyjaciółki – najlepsza rzecz na świecie. Macie?”